piątek, 19 września 2008

Święte krowy. Post scriptum

Tematyka poprzedniego posta była tak interesująca, że przenicowałem net na wskroś. Wiem dzięki temu więcej.  Okazuje się szczęśliwie, że ktoś przede mną już wykonał pewną pracę dla sprawdzenia jak jest naprawdę. Otóż znalazłem w necie taki filmik:

http://de.youtube.com/watch?v=SSd2J697Xxo

Zamiast komentarza słowa  naszego bohatera z wywiadu dla KKI:

"- Zatrudnienie mnie na KUL było oryginalnym pomysłem ówczesnego dziekana Wydziału Nauk Humanistycznych prof. Jerzego Kłoczowskiego. Wniosek o zatrudnienie zatwierdził w 1973 r. senat uczelni i zostałem starszym wykładowcą na niepełnym etacie o kwalifikacjach trochę problemowych, gdyż nie miałem za sobą normalnej kariery akademickiej. Z drugiej strony nie było w tym nic wyjątkowego, gdyż na uczelniach państwowych zatrudniano osoby z podobną do mojej sytuacją, tyle że z całkiem inną biografią."

Źródło: http://www.ewangelizacja.pl/prof-bartoszewski-kosciol-w-polsce-znajduje-sie-w-bardzo-trudnym-momencie-2/

Dokonajmy zatem rozbioru logicznego powyższego zdania. Można te słowa zinterpretować następująco: zatrudniono mnie na pół etatu nie zważając na moje formalne braki  w wykształceniu;  złamano prawo, ale wtedy wszyscy tak robili.....

Czy taka postawa jest godna pochwały, czy raczej powinna budzić wątpliwości? Według mnie jest to pytanie retoryczne.... Komu na litość boską nie przeszkadzałby taki "profesor" np. na uniwersytecie medycznym???? Czy zatem można nazwać pana Bartoszewskiego świętą krową? Moim zdaniem można. 

Rozumiem, że pana Bartoszewskiego tytułuje się grzecznościowo profesorem. To jest normalne w zasadzie w każdej uczelni. Ot, taki staroświecki szyk. Podkreślamy w ten sposób, że kogoś szanujemy. I to jest w porządku.  

Ale jak do tego dorzuca się jeszcze doktorat.... to zaczyna się robić interesująco. Prawda?

http://www.kas.de/proj/home/events/48/8/year-2007/month-10/veranstaltung_id-27552/index.html

Zapraszonie do dyskusji się zdezaktualizowało.  Jak mniemam zostałem "ukarany" za głoszenie niepopularnych i sprzecznych z prezentowanymi w massmediach jedynie słusznymi poglądami.

Biada wam, gdyby dobrze o was mówili wszyscy ludzie; bo tak czynili fałszywym prorokom ojcowie ich. /źródło: Biblia gdańska/

środa, 17 września 2008

Święte krowy…


Brałem udział w dyskusji. Hmmm.... Uprzedzając ripostę.... zacznę raz jeszcze :-)

Sprowokowałem dyskusję na moim ulubionym blogu Pana Jacka Pałasińskiego.  Dla czytelników chętnych do zapoznania się z całym, obiektywnym przebiegiem dyskusji podaję link i jednocześnie polecam serdecznie blog Pana Jacka. Naprawdę warto.

http://jacekpalasinski.blogspot.com/2008/09/trzoda.html

Tekst oryginalny:

Być może jestem człowiekiem małostkowym, zawistnikiem etc. jednakże nadziwić się nie mogę sytuacji karcenia mnie za zadanie samego pytania… 


Uderzono we mnie takimi argumentami:
- to niestosowne pytać o coś takiego…
- lubię go więc żadne argumenty się nie liczą,
- odesłano mnie do prokuratury żebym zgłosił popełnienie przestępstwa
- w pięknych słowach zrelatywizowano sprawę: „…widać tu zadziwiający opór materii wobec faktów, skali dokonań, erudycji, klasy etc. Widać tu głeboką miłość - rodu z biurokratycznych uniesień, do papierka, serii pieczątek etc…..”
- porównano bohatera z Ojcem Świętym…
- pozostawiłem niesmak i zostałem przywołany do porządku: „Panie Pangloss, jest Pan Gościem tego bloga, wpadł Pan...i wypadł...zostawił pretensje. Drogi Panie...nawet nie podziękował Pan Gospodarzowi za gościnę. Pozostał niesmak... Howk,Panie Pangloss !”
- zarzucono złamanie prawa….bo kto wie o przestępstwie a nie zgłasza go….
- zarzucono mi także niepoważne zachowanie bo zacząłem tą bezsensowną rozmowę…

O cóż takiego więc zapytałem????
Co tak strasznie oburzyło czytelników????
Jakieś obelgi na kogoś rzucałem?
Bynajmniej: mój post brzmiał tak:

„Witam Pana,
wprawdzie czytam Pana od zawsze, ale na komentarze nigdy się nie siliłem. Ot, jestem/byłem tylko obserwatorem. Ale tym razem zabiorę głos. Otóż, chciałbym Pana zapytać dlaczego tytułuje Pan Władysława Bartoszewskiego profesorem, jeśli ten człowiek nie jest nawet magistrem. Nie chcę w żaden sposób umniejszać zasług "profesora", ale uważam za głęboko nieetyczne przemilczanie takiego drobiazgu z własnego życia i jednoczesne promowanie magistrów na KUL-u. Uważam, że autorytety powinny świecić przykładem... No tak, a myślałem że wyleczyłem się już z idealizmu ;)”.

Czy moje pytanie było nieuprawnione?

Zajrzyjmy na popularną stronkę wikipedii: 

„….Złożył na ręce prof. Juliana Krzyżanowskiego pracę magisterską, jednak decyzją rektora UW został w październiku 1962 skreślony z listy studentów. Posiada nieformalny[2] tytuł profesorski[1] nadany mu decyzją rządu Bawarii, gdzie wykładał na uniwersytetach w latach 1983-1990.”

Odnośniki:
1. Rząd Bawarii nadał mu w 1983 tytuł profesora (z uzasadnienia nadania przez Radę Miejską Wrocławia tytułu "Civitate Wratislaviensi Donatus")
2. Tytuł profesora nie spełnia odpowiednich warunków prawno-akademickich

Źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Władysław_Bartoszewski

No cóż… prastare niemieckie miasto Breslau występuje do rządu Wolnego Państwa Bawaria o nadanie tytułu profesora. Rząd Wolnego Państwa Bawaria nadaje tytuły profesorskie tylko doktorom. Z tego co piszą u siebie Niemcy jasno wynika, że był tylko profesorem gościnnym „Gastprofessor in München, Eichstätt und Augsburg”

Źródło: http://www.auswaertiges-amt.de/diplo/de/Europa/DeutschlandInEuropa/BilateraleBeziehungen/Polen/Politik/LebenslaufBartoszewski.html 

„W latach 1973-1982 oraz 1984-1985 prowadził wykłady i konwersatoria z zakresu historii II wojny światowej na Wydziale Nauk Humanistycznych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Wypromował w tym czasie 36 magistrantów.”

Źródło: http://www.wroclaw.pl/m3271/p8690.aspx

Konkordat wszedł w życie 25 kwietnia 1998 r. zatem cała dyskusja w punkcie „samorządności Kościoła we własnych uczelniach” jest bezprzedmiotowa, gdyż w latach 1973-1982 oraz 1984-1985 Katolicki Uniwersytet Lubelski z pewnością musiał mieć ostrzejsze kryteria zatrudniania wykładowców niż szkoły państwowe. Ot, takie wtedy były czasy.

Tak więc nie zgłoszę sprawy do prokuratury, gdyż z pewnością uległa przedawnieniu.

Zupełnie z innej bajki: nie zgadzam się na kneblowanie ludzi zadających niewygodne pytania. Nie zgadzam się na istnienie „świętych krów”. Nie chcę by postawy z „Ferdydurke” przysłaniały obiektywną prawdę. Tak, pan Bartoszewski jest ze wszech miar godzien szacunku i podziwu. Intelektem bije na głowę 95 procent naszego społeczeństwa. Nikt by mu głowy nie urwał, gdyby po prostu powiedział jak było. To przecież nie to samo, co służba w Waffen SS Grassa. Cała ta sytuacja ponownie mi uwidoczniła niechęć społeczeństwa do niewygodnych pytań. Do tej pory dziwiłem się dziennikarzom. Czemu np. pani Olejnik nie zadaje wcale pytań, które ja bym zadał na samym wstępie? Nie chce, nie może? Publika by ją przestała kochać, czy pracodawca by ją zwolnił? I dlaczego na litość boską jest tendencyjna? Czy to zgodne z dziennikarskim rzemiosłem? 

Ktoś mnie pytał o moje wzorce… Czyngis-chan i Bolesław Śmiały.

Kropka. Na ten moment zamykam tekst.

Fotka:  www.kobosz.pl/indie/ showpic.php?picnr=85